Komentarze: 0
Ramiona jej wstrząsnął dreszcz nerwowy. Ścisnęła Izie rękę z wylaniem — i w tej chwili cofnęła ją jak pod wpływem ukłucia. Iza poważnym, miękkim głosem zapewniła, że Rakowicz jutro ma przyjść.
Z tem źdźbłem nadziei wsiadała teraz do tramwaju, zgnębiona, podniecona, zgorączkowana i nieszczęśliwa. Nie przybierała teraz żadnych póz.
Na drodze prowadzącej do lasu stał Zdzisław. Powziął on widocznie zamiar rozmowy stanowczej, bo zbliżał się posępny, z zaciśniętemi usty, a zrównawszy się z nią, szedł obok milcząc. Iza próbowała rozpocząć rozmowę obojętnej treści, na którą zaledwie odpowiadał.