Komentarze: 0
Księżyc jasno rozświetlał drogę, drzewa wznosiły się ciemne i nieruchome, i psy w oddali wyły przeciągle. On odezwał się głosem matowym, bezdźwięcznym.
brak
Księżyc jasno rozświetlał drogę, drzewa wznosiły się ciemne i nieruchome, i psy w oddali wyły przeciągle. On odezwał się głosem matowym, bezdźwięcznym.
Kilka soldackich pysków wtłoczyło się popychając wzajemnie i ustawiło się w półkole, w końcu na czele gromadki policyantów szedł wysoki mężczyzna w płaszczu, wcale elegancki i dystyngowany.
To było artystycznie piękne! cenne jak wytwór ideału sztuki, a jednocześnie takie prawdziwe! słuchając najkrwawszych wybuchów rozpaczy, — doznawała wspaniałej pychy twórcy, który z prymitywnych narzędzi potrafi dobywać tak cudne tony.
Ramiona jej wstrząsnął dreszcz nerwowy. Ścisnęła Izie rękę z wylaniem — i w tej chwili cofnęła ją jak pod wpływem ukłucia. Iza poważnym, miękkim głosem zapewniła, że Rakowicz jutro ma przyjść.
Równina rozległa, zalana jasnością, na widnokręgu zamknięta ciemnym pasmem lasu. Złoty łan płynie i szumi kłosami. Słońce chyli do snu purpurową głowę, strzelając złotemi smugami, zabarwiając szkarłatem widnokrąg. Lekkie obłoczki zarumienione i złote, rozpościerają przezroczyste skrzydła, na niebie pobladłem od dziennego znoju. Na ziemię spływa cisza i ukojenie.